Prezenty Dzień Dziecka umilają – kiedyś i dziś
Kiedy chodząc po sklepach i marketach widzę rodziców wybierających prezenty, zaczynam żałować, że nie urodziłam się o wiele lat później. Samych lalek jest taka obfitość, że trudno by mi było się zdecydować. W dzisiejszych czasach, aby kupić prezent trzeba umieć szybko podjąć decyzję, znać charakter dziecka i zasobność swojego portfela. Sklepy oferują niewyobrażalnie wielki wybór z okazji dnia dziecka: prezenty dla chłopców, dla dziewczynek, dla małych dzieci. a także nastolatków. Zabawki są przeróżne, od prostych samochodzików do całych torów wyścigowych, od małych laleczek do kompletnie urządzonych gospodarstw domowych z maleńkimi lodówkami, pralkami etc.
Prezenty Dzień Dziecka uczynią radośniejszym dla naszych milusińskich, a nawet… dla tatusiów. Mam tu na myśli skomplikowane: kolejki, tory wyścigowe i inne wieloelementowe urządzenia, wymagające przy obsłudze wiedzy i zdolności manualnych, których małe dziecko zwyczajnie jeszcze nie posiada.
Z moich młodych lat: pamiętam jedyną lalkę w sklepie: toporną, ubraną w zgrzebną sukienkę, brzydką, niemal maszkarę. Ileż to wówczas rodzice musieli się naszukać, żeby dostać coś porządnego na prezent!
Ale mimo wszystko, dzień dziecka był w moich najmłodszych latach wielkim wydarzeniem. Prezenty Dzień Dziecka czyniły wyjątkowym. Na codzień w sklepach się takiego nie widziało. Obecnie dzieci, jak obserwuję u znajomych, mają mnóstwo różnego rodzaju zabawek i kupić coś wyjątkowego jest naprawdę trudno. Mimo wszystko Ale nawet w tych smętnych PRL-owskich czasach prezenty Dzień Dziecka wyróżniały z szarości. Często najlepszym podarunkiem były zabawki wykonane „domowym przemysłem”. Pamiętam jak się cieszyłam z domku dla lalek, który tata wykonał dla mnie z… pudełek po zapałkach. Było tam wszystko: szafa z wieszakami, komoda z szufladami, stół, wersalka. Wszystko malutkie, ładnie ozdobione, polakierowane.
A zabawki zachodnie, które teraz zalewają rynek, można było kupić jedynie w Peweksie, na targu lub od znajomych, którzy wrócili z zagranicy. Z moich młodych lat pamiętam też, że świetnym prezentem było ubranie, jak jakiś nastolatek dostał na dzień dziecka np. dżinsy z peweksu, to był przeszczęśliwy. Dotyczyło to zresztą i innych rzeczy: długopisów, można się takim było w szkole pochwalić, a jeśli był jeszcze wielokolorowy…
Żałuję, że nie mam tych 5-6 lat żeby móc „pobuszować” w obecnej ofercie i namawiać mamę na kupno tej lub owej wypatrzonej zabawki lub gry. A przecież nie wspomniałam nawet o bogatej ofercie sklepów internetowych.